czwartek, 15 lutego 2018

Historia pewnej miłości

Hej!

Dzisiaj chciałabym pokazać Ci fotoreportaż stworzony przeze mnie na zajęcia.
Zadaniem było skonstruowanie fotoreportażu na dowolny temat w kompozycji klasycznej.

Polega to mniej więcej na tym, alby historia była przedstawiona według schematu :
wstęp (zaciekawienie odbiorcy, nie można pokazać zbyt wiele) -> rozwinięcie (przedstawienie postaci, detale, punkt kulminacyjny) -> zakończenie (wyciszenie akcji, podsumowanie).
To trochę jak pisanie opowiadania, tyle, że opowiadamy zdjęciami.

Moja praca powstała kilka miesięcy po śmierci Dziadka. Akurat tak się złożyło, że dostałam to zadanie, gdy jechałam na weekend do domu, postanowiłam skupić się właśnie na temacie tęsknoty. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo przerażało mnie to, że mam zapytać świeżo owdowiałą Babcię czy zechce opowiedzieć gestami o swoim żalu... Ale ta poradziła sobie wspaniale. Sama proponowała pozy, przemyślała temat i świetnie się zgrałyśmy.

Uczucie, które łączyło Babcię i Dziadka trwało 50 lat, kilka miesięcy przed odejściem Dziadka, świętowaliśmy ich okrągłą rocznicę ślubu. Przez wiele lat ich związek narażony był na różne trudności, jednak kiedy pojawiła się choroba, bardzo się pojednali i widać było jak oboje cierpią, nie życzę nikomu oglądać ostatnich chwil ukochanej osoby...

Cały reportaż powstał mniej więcej w dwie godziny, jest to lekko koloryzowane - sytuacje były "ustawione", ale jak najbardziej oddające uczucia, które nam towarzyszyły podczas tego spotkania.

Uprzedzając komentarze, że to bardzo osobiste - tak, ale z drugiej strony jest to projekt artystyczny, którym mam prawo i ochotę się podzielić, przez wykładowcę było to bardzo dobrze ocenione, a ja sama czuję, że spełniłam pewną "misję" - w pewnym sensie dałam upust zarówno swoim, jak i Babci uczuciom, o których bardzo ciężko jest mówić.

Zapraszam do oglądania, będzie mi bardzo miło jeśli napiszesz w komentarzu co sądzisz o tym projekcie.







Objaśnienie:

Projekt opiera się o codzienność, widzimy kolejno śniadanie, porcję przygotowanych leków, zarys postaci ale nie widzimy twarzy. Czyli klasyczne wprowadzenie.
Kolejne zdjęcie to postać kobiety, która przegląda się w lustrze, przy którym nadal stoją przyrządy do golenia mężczyzny, którego już nie ma.
Trzecie zdjęcie przedstawia szczęśliwą parę, uśmiechnięci, szczęśliwi. To ulubione zdjęcie mojej Babci.
Kolejno widzimy portret ślubny, który wisi w pokoju Dziadka i zatroskaną Babcię, która dba o to żeby wszystko było jak należy.
Następne zdjęcie to portret Babci relaksującej się, przeglądającej jakąś gazetę, czyli rozładowanie atmosfery.
Ostatnie zdjęcie to pusty pokój Dziadka. Smutne zakończenie.

Co o tym sądzisz? Daj znać na dole.

Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że jeszcze tutaj wrócisz. :)

piątek, 9 lutego 2018

Tatuaże - brak pracy i perspektyw?

Cześć!
Jakiś czas temu obiecałam post na temat tatuaży - na początku miało to wyglądać tak, że pokażę Ci skrawki swojego ciała przyozdobionego (czy też oszpeconego...) czarnym tuszem.
Pomyślałam jednak, że wypowiem się troszeczkę bardziej na temat tego jak tatuaże wpływają na moje życie, bo wiele osób rozważając zrobienie tak radykalnej modyfikacji ciała właśnie bardzo skupia się na konsekwencjach społecznych (i słusznie!). 

Swój pierwszy tatuaż zrobiłam w wieku 18 lat, podczas wakacji, kiedy to pracowałam w jednym z malowniczych kurortów nad polskim morzem. Byłam tak bardzo zajarana tematem tatuaży, że gdy tylko wpadałam na ten pomysł, poszukałam najbliższego tatuażysty i... mam swoje nietoperze.
Można powiedzieć, że to trochę taki Janusz, ale mimo to chyba nie cofnęłabym czasu by tego nie zrobić. Wygląda jak wygląda, ale wiążę się z nim wiele wspomnień - i tych dobrych  tych nieco gorszych. Jeśli chodzi o jego znaczenie to bez wątpienia pokazuje moją drugą stronę - inspiruję się mrokiem, ezoteryką i zakamarkami ludzkiego umysłu i charakteru.



Kolejnym tatuażem jest dosyć spory projekt na plecach. Zdecydowałam się na niego w wieku 19 lat. Zrobiony w studio tatuażu w Warszawie, jest to pierwszy z trzech tatuaży zrobionych przez tę samą osobę - a już za kilka dni kolejny! :)
Obrazek przedstawia aparat fotograficzny - czyli obrazuje moją wielką miłość i pasję do fotografii, oraz Słońce i Księżyc - moją dwubiegunową naturę. Mój charakter cechuje się tym, że nie uznaję półśrodków, albo coś jest czarne albo jest białe, albo jestem w czymś najlepsza albo się za to nie zabieram. Niestety nie jest to dobre podejście. Ciągle staram się z tym walczyć, nie zawsze wychodzi. Bardzo utrudnia to tworzenie relacji z innymi, bo nie lubię, gdy ktoś nie potrafi się określić. Jestem niecierpliwa i uparta - stąd symbol Dnia i Nocy. A tak poza  tym... uwielbiam astrologię i ezoterykę, chciałam mieć coś w takim "klimacie". ;)




Trzecia dziarka to majestatyczny Kot Pirat - mówiłam już, że kocham koty? :D
Postanowiłam, że połączę dwie wielkie miłości - cudowne futrzaki i piratów - uwielbiam całą serię filmów o przygodach znakomitego Jacka Sparrowa, a sam motyw okrętów i stylu życia niezbyt przyjaznych korsarzy wydaje mi się bardzo pociągający. A sam kot był wzorowany na Zenku - kocie, o którym pisałam gdzieś w jednym z poprzednich postów.
Inspiracją do tatuażu była... Uwaga, uwaga... poduszka w kotki w strojach piratów! 
Ten tatuaż powstał jakoś w czerwcu 2017 roku i jestem z niego bardzo zadowolona.






Kolejny, jak na razie ostatni tatuaż to sentencja, fragment piosenki "Łza dla cieniów minionych" (tak, to poprawnie napisany tytuł, artyści właśnie taki jej nadali) zespołu KAT.
Jest to niewątpliwie jeden z ulubionych moich zespołów, a sam cytat jest dla mnie bardzo ważny.
Tatuaż powstał jakoś pod koniec 2017 roku. Jest to swoiste podsumowanie wydarzeń, które miały miejsce w tamtym czasie. Najgorszą rzeczą jaka mi się przytrafiła była śmierć i cały proces choroby mojego najwspanialszego Dziadka, który zmarł na początku roku. Niedawno minął rok od tego wydarzenia. Poza tym spotkało mnie i moją rodzinę wiele innych "niemiłych" rzeczy, ale...

Okręt mój płynie dalej...



W połowie lutego jestem umówiona na kolejny tatuaż, tym razem pokoloruję swoje udo.

Przejdźmy do aspektów społecznych, tak jak obiecałam.

Robiąc tatuaż w wieku 18 lat w tak widocznym miejscu (dekolt) w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że komuś może to się nie podobać - byłam jeszcze w liceum, nie myślałam o pracy, przecież "jakaś" się znajdzie, a sam tatuaż mogę zasłonić ubraniem. I tutaj pojawia się motyw wyprowadzki z rodzinnego domu do Warszawy, gdzie musiałam znaleźć pracę żeby odciążyć rodziców i poczuć się w pełni samodzielna (musisz uwierzyć, że była to dla mnie sprawa honorowa, zawsze chciałam żyć "na własny rachunek").
Jako, że mam już pewne doświadczenie jako fotograf, postanowiłam zrobić sobie zdjęcie do CV. Było lato, jakieś 30 stopni Celsjusza na zewnątrz, co tu założyć? Postawiłam na białą koszulę bez kołnierzyka. Jak się później okazało, fragmenty tatuażu wystawały, a ja byłam w stu procentach przekonana, że malunek na ciele przekreśla moje szanse na prace gdziekolwiek. I wiesz co? Nic bardziej mylnego! Oczywiście odpaliłam Fotoszopę i wycięłam moje maleńkie skarby, nie było po nich śladu. No i po kilku dniach dostałam telefon z firmy, w której pracuję do teraz.
Oczywiście mimo upału założyłam bluzkę zasłaniającą dekolt, żeby tylko nic nie wystawało. I poszłam.
Jestem bardzo nieśmiała w kontaktach z innymi, ale trafiłam na bardzo miłych ludzi i gdy tylko nastrój się rozluźnił, zapytałam, czy widoczny tatuaż będzie jakąś przeszkodą, szczególnie, że sklep mieści się na osiedlu, gdzie średnia wieku wynosi jakieś 60+. Okazało się, że nawet starsze panie potrafią docenić dobry tatuaż, często chwalą malunki i nieraz same pokazują pamiątki z młodości! 
I tak, do teraz mój każdy nowy tatuaż jest bardzo miło przyjmowany, zarówno przez szefostwo, jak i przez klientelę.

Zdarzają się oczywiście ludzie, którzy patrząc na mnie wyrażają swoją opinię, że wyglądam jak kryminalistka (:D), ale jest to naprawdę maleńki odsetek patrząc na ilość pozytywnych reakcji.
Myślę, że dużą rolę odgrywa tutaj fakt, że mieszkam teraz w dużym mieście - w mniejszym, rodzinnym, jeszcze spotykam się z krzywymi spojrzeniami, ale nauczyłam się to ignorować, a wszelkie "obelgi" przyjmuję z uśmiechem na twarzy komentując jedynie brak wychowania osoby, która nieproszona wypowiada się na temat mojego wyglądu. :)

MAŁY BONUS!
Moja praca na temat "Autoportret bez twarzy" z czasów kiedy miałam tylko dwa malunki. :D



Dosyć tego gadania.
Dziękuję za Twoją wizytę i mam nadzieję, że post Cię zaciekawił! :)